Psycho – duchowy galimatias

Kobieta się modli w duchu charyzamtycznym

Jedną z podstawowych zasad, rządzących światem duchowym, dobrze opisuje bliska memu sercu karmelitanka s. Ruth Burrows OCD. Stwierdza ona, że  „doznanie może wpływać do psyche z Bożego dotknięcia, ale równie dobrze może mieć inne źródło”.

Człowiek jest naczyniem, do którego wpadają różne myśli i uczucia, rozmaite natchnienia i pragnienia. Mądrość podpowiada, że zawsze należy podchodzić z ostrożnością do naszych odczuć, myśli, poruszeń, szczególnie do tych, które zrazu kojarzą się nam niezwykle pozytywnie, budują nas, zachęcają do niesztampowych działań, utwierdzają w poczuciu, że zawsze idziemy drogą duchowego postępu i obiecują szybką albo efektowną poprawę życia. A zarazem często bywają równie nachalne jak „grube” pokusy, które skłaniają nas do natychmiastowej i niecierpliwej odpowiedzi.

Zresztą, nawet nasz codzienny język przypomina, że nie wszystko złoto, co się świeci. Rozeznawać oznacza najpierw rozróżniać, nazywać rzeczy po imieniu, oddzielać, by zrozumieć i zdecydować, za którym natchnieniem pójść. Nie wszystko jednak w tym procesie jest jasne jak słońce. Gorączka może być symptomem wielu chorób, choć dotyka ten sam organizm. Jako że człowiek jest zadziwiającym „połączeniem” ciała, ducha i psychiki, znalezienie przyczyny choroby nie zawsze jest łatwym zadaniem. Łatwo wpaść w uproszczenia. Podobnie rzecz ma się z drogą wiary .

Pewna forma religijności boi się psychologii jak diabeł święconej wody. Nie do końca bez przyczyny, bo także ta sfera podlega rozeznawaniu i odsiewaniu. Niemniej uważam, że w żadnym Wydawnictwo WAM Wszelkie prawa zastrzeżone© Wstęp wypadku nie możemy z zasady oraz w imię irracjonalnej wiary, odrzucać wielu odkryć współczesnej psychologii i innych dziedzin nauki, badających złożoność ludzkiej psychiki. Dzięki nim Duch pragnie wzbogacić i poszerzyć nasze kryteria rozeznawania, byśmy się nie pogubili. Pod ich wpływem może się okazać, że to, co dawniej kojarzono ze szczególnymi łaskami i ingerencjami Boga lub złego ducha w rzeczywistości może mieć czysto ludzkie podłoże albo być projekcją zaburzeń. Ponadto istnieje różnica między tym, co się wydarza w naszym życiu, a tym, jak konkretną sytuację, problem czy wydarzenie interpretujemy. To, co przychodzi nam na myśl, niekoniecznie odzwierciedla rzeczywistość.

Ludzie spragnieni Boga są często uczestnikami przeróżnych eventów religijnych, takich jak rekolekcje, kursy ewangelizacyjne, modlitwa o uzdrowienie, modlitwy wstawiennicze, pielgrzymki, koncerty religijne.

https://e-religijne.pl/pl/p/Modlitwa%2C-ktora-uzdrawia.-Jak-sie-modlic-o-uzdrowienie-w-rodzinie-Francis-MacNutt/7297

Niemałych wzruszeń dostarczają świadectwa, których słucha się z ekscytacją, ponieważ łatwo udzielają się doznania, o jakich mówi opowiadający. Gorliwym chrześcijanom nie zawsze wystarcza ich grupa modlitewna, więc poszukują doznań też na innych spotkaniach religijnych. Wyznawca Chrystusa jest pewien, że rozwija się duchowo, wędrując od rekolekcji do rekolekcji, od wspólnoty do wspólnoty, ze spotkania na spotkanie. Kiedy tylko nasyci się doznaniami w jednym miejscu, zaraz myśli o następnych. W międzyczasie żyje wrażeniami z tych doświadczeń – wspomina, przeżywa, opowiada, zachwyca się swoim duchowym doświadczeniem. Ale czy czasem nie mija się ze swoim realnym życiem? Nawiedzony Religijnym doświadczeniom nierzadko bowiem towarzyszy mechanizm obronny wycofania, który pozwala odizolować się od własnego, nie zawsze łatwego życia. W skrajnych przypadkach może to powodować także odizolowanie od rzeczywistości i zanurzenie się w wewnętrznym świecie (McWilliams 2009). Zwłaszcza uczestnicy modlitw charyzmatycznych nierzadko obsesyjnie szukają doświadczenia Ducha Świętego, którego faktycznie można odczuć całkiem namacalnie.

Celem wielu pielgrzymek jest doznanie tzw. zaśnięcia w Duchu Świętym, kiedy pod wpływem modlitwy charyzmatyk osuwa się na podłogę, gdzie zazwyczaj leży w błogim nastroju jakiś czas. Zjawisko jest dość świeże, niemniej znane w środowiskach charyzmatycznych już od czasów kard. Suenensa (1986).

Mistyczny upadek pojawił się też w zborze zielonoświątkowym, jednak oni sami w większości nie uznali tej praktyki, nie znajdując w niej uzasadnienia biblijnego. Jedynie ich wyznaniowy odłam, zwany neocharyzmatycznym, identyfikuje się z zaśnięciem w Duchu Świętym (Jańczuk 2016). Nie należy sądzić, że Duch Święty przychodzi tylko w spektakularny sposób i bynajmniej nie tylko podczas wzniosłej charyzmatycznej modlitwy. Tadeusz, jak sam twierdzi, doświadczył Ducha Świętego podczas… buddyjskiej medytacji. Mimo fascynacji naukami Buddy miał poczucie coraz większego zagubienia. Mistrzowie zen nauczali, że im większe zamieszanie, tym lepiej, bo oznacza zbliżanie się do upragnionego satori (oświecenia). Tadeusz nie wiedział już, co ma sens, a co jest bez sensu, co dobre, a co złe, co ważne, a co nie, wpadło mu do głowy, że będzie podczas medytacji zwanej zazen modlił się o Ducha Świętego. Może On coś pomoże? I faktycznie poczuł wtedy, że była to wyjątkowo wartościowa medytacja, która stała się początkiem jego nawrócenia i powrotu do Chrystusa. Szczery chrześcijanin może nie być świadomy, że jego duchowe przeżycie ma także psychiczny, a nawet cielesny wymiar i jest związane z wyrzutem endorfin do krwi. Tak zwane hormony szczęścia stanowią całą grupę związków, które pełnią różne funkcje w organizmie. Hormony wyzwalają się na przykład podczas śmiechu, czy nawet myślenia o śmiechu (Skatsson 2006). Dzięki endorfinom podobnie radosna może być relacja z Bogiem, która jest więzią dla człowieka tak samo naturalną, jak relacja międzyludzka. Religijne osoby mogą się oburzyć, że ich mistyczne doświadczenie zostało sprowadzone do krążącej we krwi zupy hormonalnej. Jednak nie ma powodu sądzić, że Bóg działa w człowieku religijnym z pominięciem endorfin, bo dlaczego Wszechmocny ma nie wykorzystywać czegoś, co sam stworzył? I dlaczego osoba religijna miałaby odczuwać swój organizm inaczej niż każdy inny człowiek? Może wpadać w zachwyt także wtedy, gdy doświadcza Bożego działania. Nasza ludzka natura bynajmniej nie uniemożliwia kontaktu z Bogiem. Przeciwnie, pozwala na kontakt bardzo intensywny. Co więcej, hormonalna ekstaza wynikająca z obcowania z Bogiem przypomina efekt zażywania narkotyków. Stwierdzenie może być nie do zaakceptowania dla niektórych religijnych osób, za to może zainteresować miłośników substancji psychoaktywnych. Wielu lubi swoje narkotyczne transe Nawiedzony traktować w kategoriach mistycznych, zwłaszcza jeśli zostały wywołane psylocybiną. Obecna w grzybach halucynogennych substancja intensywnie wpływa na wydzielanie serotoniny (Lorenc 2019). Może się więc okazać, że rozmodlony chrześcijanin od narkomana niewiele się różni. Kolejna grupa tzw. hormonów szczęścia, czyli endorfiny, swoją nazwę, która jest skrótowcem, zawdzięcza zwrotowi endogenne morfiny, co  oznacza wewnętrzne narkotyki. Ich wyzwolenie w organizmie wywołuje podobny efekt co działanie opioidów – zmniejszenie bólu i stan ekstazy (Sadowski, Chmurzyński 1989). Podobieństwo działania hormonów szczęścia do efektu narkotycznego nie jest bynajmniej metaforą, o czym przekonały się szczury laboratoryjne Oldsa i Milnera (1954). Kiedy naukowcy umożliwili im samodzielne aplikowanie sobie endorfin dzięki zamontowanym w ich mózgach elektrodom, zachwycone szczury nie były w stanie przestać. Żaden nie przeżył… ale co to była za śmierć! Z kolei mistycy chętnie porównują relację z Bogiem do zbliżenia kochanków, co określa się mistycznymi zaślubinami1 . Nie bez powodu – seks również wyzwala endogenne opioidy, i to w znacznych ilościach, co wydatnie wpływa na atrakcyjność tej czynności (Rokade 2011). Nie tylko wspomaga funkcję rozmnażania, ale także pogłębia więź pary, która dla gatunku ludzkiego jest czymś charakterystycznym. Ludzie wszystkich kultur łączą się w miłosne pary, których celem jest ostatecznie rozrodczość. Może właśnie taką, miłosną więź próbuje nawiązać Bóg z człowiekiem? Ludzka para byłaby obrazem wyjątkowej, bardzo indywidualnej relacji Boga z każdym z nas. Do metafory kochanków jako obrazu relacji Stwórcy z człowiekiem nawiązuje nawet Biblia w Pieśni nad Pieśniami. W Starym Testamencie często Bóg zawiązuje przymierze z całym narodem, który traktuje jako swoją oblubienicę i jest o nią zazdrosny (Iz 62,1–7). Doświadczenie Ducha Świętego, nieważne czy w formie tzw. spoczynku, czy w inny sposób, ma podstawowe znaczenie dla chrześcijanina. Apostoł powie, że kto nie ma Ducha, nie należy do Chrystusa (Rz 8,9). Odejście Jezusa – najpierw śmierć, a  potem wniebowstąpienie  – oznaczało nadejście i n n e g o Pocieszyciela (J 14,16–17), o którym tak często wspominają Dzieje Apostolskie, nazywane nawet Księgą Ducha. Aczkolwiek w tamtym czasie zapewne nikt nie upadał pod wpływem Ducha Świętego, ponieważ brakuje opisów podobnego fenomenu, nie licząc upadku św. Pawła w drodze do Damaszku (Dz 9,1–19).

https://e-religijne.pl/pl/p/Katechizm-do-klasy-VIII-Blogoslawieni%2C-ktorzy-ufaja-Jezusowi-Podrecznik-do-religii/11752 Wydawnictwo Jedność Katechizm do religii dla klasy VIII – Błogosławieni, którzy ufają Jezusowi

Doświadczenie chrześcijańskie nie może się ograniczać do zaśnięcia w Duchu Świętym, nawet jeśli jest ono autentycznym dotknięciem Boga. Paraklet daje o sobie znać przede wszystkim w modlitwie, która już sama jest efektem działania i prowadzenia przez Ducha Świętego (Rz 8,26–27). To dzięki Niemu człowiek staje się żywą świątynią Boga (1 Kor 3,16–17), kiedy Ojciec i Syn przychodzą i czynią sobie w nim mieszkanie (J 14,23). Pytanie jednak, czy osoba wierząca szuka tego doświadczenia dla towarzyszących jej fajerwerków i co dzieje się z jej religijnością w momencie, kiedy ich zabraknie.