Współczucie

Odczuwanie wspólnie z innymi

Zdolność do wczuwania się w stan wewnętrzny bliźnich stanowi ważną umiejętność człowieka i jest warunkiem odczuwania współczucia. W okresie nazizmu w Niemczech współczucie było źle widziane. „Chwała wszystkiemu, co czyni twardym!” – brzmiało jedno z popularnych haseł tej maskulinistycznej ideologii. Od członków społeczeństwa domagano się dystansu do własnych uczuć i rezygnacji z empatii wobec innych.
Moi poprzednicy w klasztorze Münsterschwarzach dzielnie stawiali opór brunatnej ideologii, ale nieświadomie ewidentnie podchwycili niektóre z propagowanych wtedy idei. Również po wojnie w naszej wspólnocie obowiązywała bowiem zasada „współczucie to słabość”. Mo) wuj, o. Sturmius Grün, który przyniósł chlub imieniu, szturmując bastiony wszystkiego tego, co sprzeciwiało się jego przekonaniom, wygłosił w związku z tym
dobitne kazanie o współodczuwaniu. W klasztorze wspomina się je po dziś dzień. Po tym wystąpieniu nikt już nie nawiązywał do wspomnianego hasła. Mój wuj w swoim wystąpieniu ukazał współczucie jako jedną z najważniejszych cnót chrześcijańskich.
Słowo „współczucie” jest w rzeczywistości tłumaczeniem greckiego pojęcia sympatheia oraz łacińskiego compassio; wyraża ono gotowość do współodczuwania i współcierpienia z drugim człowiekiem, odnosi się do postawy solidarności z innymi. Nie chodzi jednak o to, abyśmy tonęli w empatii. W ten sposób nie pomożemy wiele drugiej osobie. W rozmowie ze mną pewna kobieta, która wiele wycierpiała od swojego ojca, zwierzyła się: „Nie chcę współczucia. W dzieciństwie czułam się okropnie, gdy ludzie wciąż zwracali się do mnie: «Biedna dziewczyno, co on ci zrobił?». Nie chciałam współczucia. Potęgowało ono tylko moje cierpienie”. Traktuję takie słowa poważnie. Moja rozmówczyni najwyraźniej odbierała współczucie jako wyraz protekcjonalizmu. Taka postawa otoczenia nie wspierała jej, lecz wręcz przeciwnie – sprawiała, że czuła się jeszcze bardziej stłamszona. Nie chciała, aby załamywano nad nią ręce ze współczucia; pragnęła wyrwać się 2 błędnego koła cierpienia. Potrzebna jej była solidarność 2021 gotowych, aby naprawdę jej pomóc, podtrzymać na 10. Okazywana litość tylko ją paraliżowała i osłabiała
Ofiara chciała słyszeć słowa otuchy, a nie współczucia. Niemiecki czasownik bedauern („żałować kogoś”) oznacza
z etymologicznego punktu widzenia „zadawać komuś ciągłe cierpienie”. Okazując komuś litość, wciąż go ranię, zamiast wspierać i umacniać.
Ewangelie opisują sytuacje, w których Jezus okay ludziom współczucie, posługując się słowem splanchnizomai, czyli dosłownie „doznawać poruszenia wnętrzności. Starożytni Grecy uważali wnętrzności za przestrzeń uczuć wrażliwych. Jezus poczuł współczucie, widząc trędowatego (Mk 1,41). Otworzył się na cierpienie kogoś, kto nie potrafił siebie zaakceptować. Jezus jest wrażliwy; dlatego odczuwa gorycz wypełniającą tego człowieka, niszczące go od wewnątrz poczucie krzywdy. Sam Jezus nie zaraża się jednak jego postawą. Może sobie pozwolić na współczucie, bo trwa w jedności z Bogiem. Do kogoś, kto jest zjednoczony z Bogiem, cierpienie drugiej osoby nie ma dostępu. To ważny warunek okazywania współczucia: mamy otwierać serce na drugiego człowieka, odczuwać i cierpieć razem z nim. Musi być w nas jednak przestrzeń, której nie dotknie cierpienie drugiej osoby, miejsce, gdzie możemy się schronić, aby stamtąd angażować się w pomoc blizi Okazujemy cierpiącemu solidarność, ale nie przesuwamy naszych granic. Jest w nas przestrzeń, do której cierpienie drugiego człowieka nie ma dostępu. W Ewangelii św. Łukasza Jezus wzywa nas, abyśmy byli litościwi (oiktirmon) tak jak litościwy i miłosierny jest sam Bóg (Łk 6,36) przyjmuje taką postawę, jest najbliższy Bogu. jaki jest Bóg i ma w Nim udział. Pozwala, aby prowadził go Duch Boży. Współczucie zajmuje ważne miejsce również w hierarchii wartości buddystów. Obejmują oni nim cały świat. Uważają, że powinniśmy współodczuwać nie tylko z ludźmi, lecz także ze zwierzętami i roślinami, ba! z całą przyrodą. Jest to z pewnością perspektywa obecna również w chrześcijaństwie, o której w ciągu wieków często zapominaliśmy. Do proroka Jonasza Bóg zwraca się słowami: „Czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą, wielkim miastem, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt?” (Jon 4,11). Bóg odczuwa litość wobec ludzi zdezorientowanych, którzy nie dostrzegają w swoim życiu sensu. Odczuwa jednak również litość wobec zwierząt. Takiego właśnie współczucia – współczucia wobec wszystkiego, co istnieje – domaga się od nas Jezus. Łacińskie słowo compassio, które trafiło i do języka angielskiego w formie compassion, nie odnosi się do biernego cierpienia, lecz do aktywności, pasji. Kto współodczuwa z innymi, z pasją angażuje się w ich sprawy. Nie pozostaje bierny, lecz znajduje w swej pasji inspirację do pomagania innym i troszczenia się o wszelkie stworzenie.
To, co było charakterystyczne dla Jezusa, ewangelista Łukasz ukazuje jako postawę, do której wezwani są wszyscy chrześcijanie. Kapłan i lewita mijają człowieka, story wpadł w ręce zbójców, nie okazując mu współczucia
Samarytaninie czytamy natomiast: „ulitował się” (gr. esplanchnisthe, Łk 10,33). Św. Hieronim przetłumaczył te słowa jako misericordia motus est („został poruszoruszony miłosierdziem”). Współczucie to poruszenie serca, or się na cierpiącego. Dla Samarytanina jest ono jednoznaczne z wezwaniem do aktywnego działania. Ewang opisuje je w kolejnych wersetach: „Podszedł do i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go” (Łk 10,34). Samarytanin nie poprzestaje na ckliwych uczuciach. Emocje inspirują go do czynu – i jest to bardzo aktywne działanie, które autor oddaje w plastyczny sposób: cudzoziemiec bierze rannego, „na pół umarłego”, na ramiona i sadza go na swoim bydlęciu. Nie jest to zatem litość protekcjonalna, lecz litość, która podnosi cierpiącego, która dźwiga go aż do miejsca, gdzie potrzebujący otrzymuje prawdziwą pomoc. Samarytanin pielęgnuje rannego człowieka, ale nie nosi go na swoich ramionach przez całe życie. Mimo swojej ofiarności znajduje czas, aby zająć się również własnymi sprawami, aby żyć swoim życiem. Po zostawia rannego pod opieką właściciela gospody; bierze za znalezionego przy drodze odpowiedzialność, ale później przekazuje ją innym.
W historii o Samarytaninie Łukasz opisał tajemnicę naszego współczucia. Współczuć to po pierwsze wspor odczuwać. Prawdziwe wsparcie nie kończy się jednak uczuciu, lecz mobilizuje nas do działania. Otwieramy się na cierpienie drugiego człowieka i zastanawiamy się możemy zrobić, aby je zmniejszyć lub złagodzić. Pierwszą reakcją jest dostrzeżenie kogoś, wczucie się w jego sytuację, zrozumienie go. Nie mam udzielać cierpiącemu rad, ale powinienem nawiązać z nim rozmowę, aby mógł wyrazić swoje emocje. Już sam ten gest pomoże mu. Następnie mogę go zapytać, jak mógłbym mu pomóc, czego konkretnie potrzebuje. Choć jest człowiekiem cierpiącym, są w nim źródła siły, z których może czerpać. Mogę mu o nich przypomnieć, pomóc mu się na nie otworzyć. Mogę go również zaprosić do tego, aby poprzez cierpienie i ból zstąpił w głąb swojej duszy, zanurzył się w wewnętrznej przestrzeni ciszy, która nie jest zakażona cierpieniem; udał się do wewnętrznego miejsca schronienia, gdzie będzie strzeżony i bezpieczny. Współczucie będę mógł okazać we właściwy sposób tylko pod warunkiem, że i ja sam pozostanę otwarty na ową wewnętrzną przestrzeń ciszy w głębi mojej duszy, do której cierpienie drugiego człowieka nie ma dostępu. Jak pisał muzułmański mistyk Rumi, „jeżeli chcesz, aby ktoś cię objął, otwórz swoje ramiona”.